Polska, Szczecin

muzeum morskie

5 sierpnia 2007; 305 przebytych kilometrów




tall ships races



Dziś dzień pełen atrakcji. Nie chciało mi się co prawda ruszyć i wygrzebałam się znów dopiero w południe. Nocka na szczęście dziś już spokojna. Zaparkowałam na osiedlu gdzie wczoraj, choć już nie tak ładnie, ale i tak dobrze, że się miejsce dla mnie znalazło.

Najpierw poszłam do muzeum morskiego. Pierwsze co, to wdrapałam się na wieżę, bo to mnie najbardziej interesowało. Widoki ekstra, widać było z góry wszystkie żaglowce i MV też. No i całe miasto. Super!
Potem przyszła kolej na samo muzeum. Myślałam, że muzeum morskie będzie całe poświęcone marynistyce (jak w Gdańsku) i dlatego mnie tu przygnało. Okazało się, że morskie rzeczy są tylko na dole. Zniechęciłam się trochę, ale ponieważ była akurat wystawa ciekawych fotek, a bilet i tak był jeden na wszystko, to już weszłam.
I nie pożałowałam. Na parterze wystawa archeologiczna. Jakoś nie zrobiła na mnie wrażenia, choć zawsze lubiłam takie stare rzeczy oglądać. Ale w tym roku widziałam takie stare rzeczy, że to co było tam już mnie nie zadziwiało. W Sofii były pięknie rzeźbione złote trackie naczynia z okresu, w którym tutaj robiono jakieś nieudolne miecze. Ale niektóre rzeczy też były fajne.
Za to fotki na wystawie super. Robione przeważnie o zmierzchu lub o świcie, przy długich ekspozycjach. Bardzo mi się podobały, tylko ktoś znów nie pomyślał, bo było to w sali z oknami i oczywiście wszędobylskie odbicia bardzo przeszkadzały.
I wreszcie to na co czekałam - sala morska! Tu mi się podobało bardzo. Było o historii marynistyki na Bałtyku. Dla mnie naj naj były modele żaglowców, piękne! Te wszystkie piękniaki tam na nabrzeżu stały, ale TAKICH żaglowców już nie ma. Śliczne fregaty o zaokrąglonych kształtach. Ach! Dalej była jeszcze historia stoczni. A mnie się najbardziej spodobały stare mapy nieba. Z połowy osiemnastego wieku, po łacinie oczywiście, cudo!

Po tym wszystkim na górę nie chciało mi się już wchodzić, ale i tam okazało się ciekawie. Jedna część to okres powojenny i komuna. Świetnie zrobiona wystawa! Tylko tutaj można by cały dzień spędzić. Były powojenne banknoty, z czasów komuny jakieś obwieszczenia, pokoje urządzone jak za tamtych czasów, znalazłam nawet kartki na mięso i na cukier, ale też i na cukierki i artykuły szkolne (na te ostatnie to nie pamiętam, żeby kartki były). W jednej sali można było nawet oglądać filmy, szkoda, że nie miałam więcej czasu. Była tam też mapa, gdzie ludzie mogli wbijać szpilki jeśli byli przesiedleni, skąd dokąd. Jak niektórym dziwnie się układa życie...

Na koniec jeszcze obejrzałam wystawę rzeczy z głębokiej Afryki. Tu chyba był najlepszy klimat, prawie ciemno, muzyka. I te wszystkie maski i rzeźby. Takie jakieś straszne i dzikie. Choć Afryka mnie zawsze pociągała.
Uff, siedziałam tam aż do wpół piątej, już mi się chciało w końcu do żaglowców! Zeszłam na nabrzeże. Dar Młodzierzy,
Kruzensztern, Cuauhtemoc z Mexico. Kolejki żeby tam wejść były niesamowite, więc na razie przeszłam się tylko pooglądać.